Ostatnio wyrosły mi skrzydła.
I specjalnie do tych skrzydeł uszyłam sukienkę, maksymalnie prostą, choć poprawek trochę było. Ostatecznie ma i odszycie dekoltu i mankiety przy rękawach (bo odszycie wygląda szlachetnie, a rękawy uznaję co najmniej do łokcia), stebnowania wszystkich szwów.
Ale podstawa to taki symboliczny wykrój na sukienkę z nietoperzowym rękawem składający się z 2 części, który można sobie zrobić korzystając z kroju swojej bluzki. Przy odpowiedniej dzianinie taka sukienka nie wymaga wykańczania brzegów.
Lubicie sporty ekstremalne? Ja niespecjalnie, ale kupowanie czarnych dzianin przez internet potrafi zapewnić dużą dawkę emocji. Tym razem, tzn jesienią, przyszła bawełniana dzianina pokryta z prawej strony meszkiem. Nie spodziewałam się tego, ale spodobało mi się. Przy okazji okazała się trochę grubsza i trzymałam ją na jakąś sukienkę. Do skrzydeł pasowała mi idealnie.
A skąd skrzydła? Z popularnej sieciówki, tzn z second handu. Nie kupiłabym tego produktu w regularnej cenie. Nie podoba mi się takie podejście, żeby do fajnej ważącej swoje aplikacji (metalowy sutasz), która akurat jest w trendach dawać bluzeczkę z tandetnego cienkiego jerseyu z wiskozą, wiedząc, że taka stylówka z trendów wypadnie i nikt nie zdąży zauważyć, że jakościowo nadaje się na 2-3 wyjścia, bo po prostu nie będzie więcej noszona. A ktoś to jednak uszył, dobrze wiemy w jakich warunkach i wszystko to co dzieje się potem z taką bluzką jakoś mi nie pasuje. No nie. Dobrze, że jest alternatywa, można jej dać nowe życie, uszyć prosto, ale starannie z lepszego materiału i nosić sobie w swoim stylu. Przepraszam, tak mi się ulało, może dlatego, że trend na rockowe ciuchy odbieram bardziej osobiście, bo akurat noszę je mimo.
Pokażę jeszcze powietrzny płaszcz z przełożonymi już napami, teraz ma pozór taliowania i bardziej mi pasuje.