2015/04/29

Lost at Sea

Moment wytchnienia, a potem urwanie głowy. I nie był to jeszcze powrót do miasta, ale dosłownie łeb urywało, bo morze następnego dnia spotkało się z rozpędzającym się Stefanem, orkanem.
Wspólny wyjazd z mężem dostarczył nam jednak tyle radości, że wieczorem pierwszego dnia zrobiliśmy trochę zdjęć sukienki na próbę. I dobrze się stało w tej nieświadomości dnia następnego, kiedy zdjęcia nam się nie udały.

Mała szara jest częścią mojej bazy, jedną pokazywałam na samym początku szycia. Potem były ze 2 następne. Jednak saga ubraniowa pisze się dalej. Odkrywam, uczę się, wnioskuję, staram się nie robić bezsensownych rzeczy. Nie szyję dla samego szycia, tylko żeby mieć starannie wykonaną rzecz, która mi posłuży długo - będzie miała krój, jaki lubię i porządną tkaninę. Niedawno zaczęłam doceniać kupowanie tkanin stacjonarnie, wybór jest pewniejszy, dotykam i oceniam jakość. Tak było z tą melanżową dzianiną pętelką. Marysia chciała ode mnie sukienkę, taką jakie szyję sobie, wystarczająco elegancką na wystawę i na tyle prostą, żeby latać po parku. Szukałyśmy więc dzianiny pt coś fajnego i w ten sposób obie nabyłyśmy ten melanż. Była to najdroższa dzianina, jaką zdarzyło mi się kupić, ale od pierwszego dotyku wiedziałam, że warto. Mięsista, dość gruba, miękka i trzymająca formę jednocześnie, bardzo dobry gatunek. Więc bliźniacze sukienki z odszyciem z tkaniny powstały dwie. A moją skończyłam akurat w maratonie szyciowym przed wyjazdem nad Bałtyk, więc i ona załapała się na morską oprawę.

No to jeszcze raz zapraszam na chwilę wytchnienia wieczorem na plaży i niezborne próby walki z wiatrodnia następnego - dzięki temu prosta sukienka jest w kilka odsłonach. Zobaczcie, piórko we włosach a już skojarzenia lecą gdzie indziej, więc jeszcze piosenkę poddaję.
A tam, za tą siatką, co ją mam za plecami, gdy wiatr wieje, jest Rosja.





2015/04/16

Moment


Macie tak, że niektóre miejsca na mapie wydają się wam szczególnie ciekawe przez ich nietypowe położenie? To konkretne upatrzyłam sobie w podstawówce jeżdżąc palcem po mapie Polski, czyli trochę wody upłynęło. Do tej pory nie złożyło się, żeby tam nogę postawić, bo fajnych odludnych miejsc jest więcej. A teraz kiedy dzieci mamy odchowane, rocznicowo randkujemy spontanicznie na nowo i tak na moment wylądowaliśmy we dwójkę na końcu polskiej Mierzei Wiślanej. Pod samą granicą z Rosją. W spokojnym miejscu, na terenie parku krajobrazowego z jego piękną przyrodą. Daleko od atrakcji turystycznych, przed którymi mamy ochotę uciekać, jak najdalej.
Moment pierwszy to cisza na morzu, piękny słoneczny dzień. Wsłuchajcie się.


Przed podróżą odsiedziałam swoje przy maszynie, testowałam łucznikową Helenę i kombinowałam,  jak wykorzystać materiały trudne, które czekały od dłuższego czasu. Np poliestrowa lacosta to pozostałość po pierwszych materiałowych zakupach na allegro na początku przygody z szyciem sobie ubrań. Wtedy z wrażenia nawet nie spojrzałam na skład, tylko na fakturę i kiedy przyszła nie wiedziałam co z nią zrobić, unikam poliestrowych dzianin. W końcu wymyśliłam, że może chociaż sportowe spodnie z niej uszyję. Teraz była dobra okazja - daleka podróż przed nami i wreszcie odpowiednia temperatura, żeby pokusić się o wyjście w takim 'zimnym' materiale.

Spodnie są luźno wzorowane na moich dresowych. Chciałam, żeby były w miarę luźne i swobodne, a przy tym nie wyciągały się okrutnie, stąd pomysł na wykorzystanie tej dzianiny. Obcisłych tregginsów mam dużo. Jestem nawet zadowolona z kroju, który uzyskałam. Chyba jednak zrobię jeszcze mankiety przy nogawkach. Jak widać, mam manię stebnowania, prawie wszystkie szwy dodatkowo przeszyłam. Lubię ten efekt. No i nosiłam te portki przez cały wyjazd. Aha, to pierwsze spodnie jakie sobie uszyłam i drugie w ogóle po dawno dawno próbowanych alladynkach.
Miałam jeszcze niepokorny żakard bawełniany, taki sam jak srebrno-szary, z którego uszyłam spódnicę ołówek bardzo lubianą akurat. Już jakiś czas temu czarny pocięłam jednak z rozpędu na bluzkę, choć niezbyt się nadaje na taką część garderoby. Teraz bluzka doczekała się szycia i   podszewki z jerseyu bawełnianego na całości, przez co jest jeszcze bardziej usztywniona, ale milsza dla skóry. Miała być taka trochę pudełkowa, krótka, stebnowanie też jest i kolejny u mnie trójkąt, asymetryczny, z tyłu dłuższa lekko i pęknięta w pasie.
Jest czarno, ale faktury zróżnicowane, tak jak najbardziej lubię. Lacosta bardziej matowa i regularnie drobnoziarnista, a do niej błyszczący przestrzenny żakard. Cieszę się, że udało się jednak uwolnić te materiały i coś sensownego z nich zrobić.
Do tego jeszcze po raz enty, ale chyba ostatni przerobiona bransoletka Intuitively.

To jeszcze raz - moment 'cisza na morzu'..


Wstąpcie do mnie na FB tam zdradzę kulisy wyciszonej sesji :)