Usiądźcie wygodnie, dziś jest taki dzień, że napiszę trochę więcej od serca. Rzadko to tutaj robię, wolę zorganizować kilka ładnych zdjęć i w ten sposób przekazać, co mi w duszy gra .
Zdradzę też w końcu mój sekret, a niech tam, podzielę się z Wami, bo bardzo Was lubię :)
Nie ma co owijać w bawełnę - Thinking graphic skończył trzy lata! Przechodziłam w tym czasie przez różne fazy, od dzikiej radości do zniechęcenia. Dobrze to znacie, wszyscy szyjący i publikujący. Nie rzuciłam jednak blogowania, byłam nad wyraz systematyczna, jak na moje możliwości. Miałam ciągle na uwadze cel podstawowy, o którym dalej. Uszyłam masę sukienek i innych rzeczy, sporo się nawet nauczyłam - choć robiłam wszystko po swojemu lub jak wolicie na oko - co i jak z tym szyciem. Poznałam też wspaniałe szyjące dziewczyny, a wisienką na torcie trzylatka zostanie bez wątpienia docenienie mojego blogowania przez szanowne Jury. Kurcze, tak patrzę tu w bok, na ten fajny sygnet nagrody z napisem Szyciowy Blog Roku i nadal nie wierzę :)
I wiecie co? Podsumowując wszystkie wydarzenia, które miały miejsce w tym czasie, postanowiłam, że wracam do myśli, która kierowała mną na początku blogowania. Dałam sobie czas na zrobienie miejsca w głowie, rozpychałam łokciami przestrzeń dla lekko odepchniętej weny, teraz chcę się skupić na tym co najbardziej moje, na ilustracji modowej.
Nie sądzę, żebym przestała publikować posty z sukienkami czy innymi rzeczami zaczynającymi się w głowie i kończącymi przy maszynie. Ale będę intensywniej niż do tej pory rysować sobie szeroko pojętą modę. I pewnie trochę tutaj pokażę.
A teraz do sekretu. Jak wiecie, nie korzystam z wykrojów Burdy, ani innych, wszystkie rzeczy pokazane na tym blogu narysowałam i skroiłam sobie sama, i sama biorę odpowiedzialność, jeśli coś nie układa się dobrze lub jeśli okaże się super ciuchem. Jednak musicie wiedzieć, że kiedyś Burda odegrała w moim życiu ważną rolę. Hmm zaczynając od początku - sprawczynią całego zamieszania była moja Mama. Bez niej nie byłoby pewnie tego bloga, tzn takiego mojego spojrzenia na świat. Od niej nauczyłam się, że warto rozpoznać swój styl, wyrazić go i być spójnym, nie oglądając się na innych i sezonowe mody dla mas. Od kiedy pamiętam szyła różne rzeczy do domu, po swojemu, a jakże. W latach 80-tych, królował u nas w domu styl skandynawski, a Mama chodziła ubrana tak, że nie musi z rozbawieniem chować zdjęć z tamtych czasów. Rozmawiamy ostatnio na ten temat przy okazji lektury wspaniałej książki "To nie są moje wielbłądy". Mama czyta i wspomina swoje własne historie ubraniowe z tamtych czasów. A ja wrócę do tego impulsu, który był dla mnie ważnym zwrotem. W domu były Burdy, zdobywane w różnych okolicznościach, przywożone z NRD, czy później na początku lat 90-tych kupowane okazyjnie w kioskach, oczywiście w wersji niemieckojęzycznej. W jednym z takich numerów, który wpadł w ręce panience około 11-letniej, była dodatkowo książeczka z rysunkami modelek prezentujących stroje. Wczoraj udało mi się odnaleźć moje kopie tych rysunków sprzed dwudziestu-paru lat. Przerysowałam te kreacje, które najbardziej przypadły mi do gustu. Spójrzcie na tą czerwoną, teraz mogłabym tak chodzić! Wciąż pamiętam, jak byłam zachwycona tymi ilustracjami i jak chciałam pójść w tym kierunku. Sama rysowałam od zawsze i na wszystkim, na kalkach taty, sklejkach, ale wtedy poczułam, że to dobra ścieżka.
Kilka lat później zaczęłam uczyć się profesjonalnego rysunku, jeszcze później skończyłam ASP, a dyplom był pełen grafik związanych ze strojami kobiet i z pracą o zjawisku mody. Choć po drodze było dużo innych pomysłów, to patrząc z dzisiejszej perspektywy widzę, że najchętniej wracałam na tą ścieżkę. A zaczęło się od małej książeczki dodanej do Burdy.
Kilka lat później zaczęłam uczyć się profesjonalnego rysunku, jeszcze później skończyłam ASP, a dyplom był pełen grafik związanych ze strojami kobiet i z pracą o zjawisku mody. Choć po drodze było dużo innych pomysłów, to patrząc z dzisiejszej perspektywy widzę, że najchętniej wracałam na tą ścieżkę. A zaczęło się od małej książeczki dodanej do Burdy.
Przez kilka lat skupiłam się na wychowywaniu dzieci, zajęłam masą innych spraw, delikatne potrzeby weny zostawiając na inny czas. I choć rysowałam sporadycznie modne obrazki to było ich zdecydowania zbyt mało. Teraz czuję, że blog spełnił swoje zadanie i trochę tej przestrzeni na skupienie udało mi się już znaleźć, gdzieś pomiędzy sukienkami i zdjęciami.
W tym roku zrobiłam też kilka kroków na innych płaszczyznach. Kroków do których się przymierzałam i które w końcu postawiłam. Radykalną zmianę na głowie już widzieliście, ale jeszcze nie pisałam, że zrealizowałam marzenie o aparacie ortodontycznym. Noszę go 5 miesięcy i jestem niesamowicie szczęśliwą aparatką. Ale nie bójcie się, tego nie będę pokazywać :)
Piszę o tym, żeby potwierdzić kolejny raz banalną prawdę, że warto o czymś marzyć i warto działać. Widzę te marzenia i ich realizacje na wielu Waszych blogach i cieszę się za każdym razem.
Dziękuję Wam, którzy tu zaglądacie i zostawiacie swój ślad! Zapraszam na kolejne posty, które już przygotowuję.
A dziś zobaczcie rysunki 11-letniej Asi i taki bardziej współczesny kobiecy portret na rozbieg.
....Z niecierpliwością będę czekać na kolejne posty, bo auto(?)portret na rozbieg - świetny
OdpowiedzUsuńBardzo mi miło :) nie jest to autoportret, heh umiem narysować bliższy rzeczywistości :D ale już kilka osób mnie o to pytało, a to jest pani z gazety zaczęta z potem z głowy rysowana :)
UsuńJak zobaczyłam pierwsze zdjęcie, to pomyślałam: oo, fajna sukienka chyba będzie :) Gratuluję osiągania tego, na czym Ci zależy. KOCHAM ilustracje modowe! Sama bazgrolę i chciałabym kiedyś na rysunku pokazać to, co chciałabym, żeby wyszło spod rąk moich.. Wciąż jest nieproporcjonalnie, kulawo i co najgorsze bez ruchu. Ale ćwiczę, mam nadzieję się wyrobić :) A póki co, czekam na Twoje dzieła sztuki!
OdpowiedzUsuńA jak spojrzysz na górę strony, zaraz obok rysunku jest akurat moje zdjęcie profilowe w czerwonej sukience z kieszeniami i w bardzo ciemnych włosach :D dziękuję! w takim razie życzę Ci, żeby poszło po Twoje myśli :) będziemy obie ćwiczyć :) ja lubię takie ilustracje luźno oparte na zdjęciach z magazynów, nawet nie tyle rysowanie własnych projektów, co przekładanie na rysunek już gotowych ubrań :)
UsuńŻyczę kolejnych takich "blogowych"rocznic,ji jeszcze więcej uszytych na oko sukienek!!!
OdpowiedzUsuńIzabelaS,
Dziękuję :) ciekawa jestem co będzie za rok, a może spróbuję uszyć coś na gotowym wykroju? :)
UsuńBardzo mądra i przemyślana decyzja, do której pewnie dojrzewałaś powoli. Czasem człowiek tak musi, bo inaczej.... Ech
OdpowiedzUsuńA rysunki Asi - przepiękne. Szczególnie portret kobiety - ujęła w twarzy, w mimice nieuchwytną chwilę. Cudo. Wielka Artystka z niej wyrośnie, niech dba o swój talent i rozwija go.
A Tobie gratulacje z okazji 3 rocznicy bloga, to kawał dobrej roboty. pozdr. Ela
haha Asia 11-letnia to Ty, jeju ale rano wolno myślę
UsuńElu, dzięki wielkie i przepraszam - kiedy rano spojrzałam na ten tekst, to złapałam się za głowę, jak to zawile napisałam :D i zredagowałam go na nowo, mam nadzieję, już czytelniej :)
Usuńcoś z tej Asi może jeszcze wyrośnie :D
Pamiętam jak dziś kiedy to przez przypadek wpadłam na Twojego bloga i przepadałam na kilka godzin! A potem jak się okazało że mieszkasz 3 ulice dalej :)
OdpowiedzUsuńŻyczę Ci zatem w dalszym ciągu samych udanych projektów na oko i takiej blogowej systematyczności przez kolejne 3 lata!
Nie ma przypadków :D Super się złożyło. Cieszę się, że mogłyśmy się poznać w ten sposób :) Dzięki Aga, normalnie plan 3-letni, ale jak napisałam wyżej, może teraz na inne wykroje się rzucę :)) heh
UsuńA już myślałam, że będzie o czerwonej sukience, bo jakoś mi tak pasowała do Ciebie teraz... :)
OdpowiedzUsuńFajnie tak czasem poczytać o kulisach, o narodzinach pasji i o tym co wpłynęło na dalsze życie człowieka. I kto by pomyślał, że początek znajduje się w małej książeczce z Burdy! ;)
Prawda? jak to daje do myślenie z perspektywy rodzica teraz? można powiedzieć, że przypadkowa mało istotna rzecz :)
UsuńCzerwona sukienka, była na blogu 2 razy i druga została nawet w zdjęciu profilowym bloggera do tej pory :))
Gratuluję trzeciej rocznicy:-). Rewelacyjnie jest móc poczytać o tym, jak to się wszystko zaczęło:-). Jestem ciekawa Twoich kolejnych postów, projektów, wyzwań i życzę Ci powodzenia oraz jak największej satysfakcji z ich realizowania. Bardzo klimatyczne miejsce stworzyłaś, lubię tu zaglądać. Pozdrawiam ciepło.
OdpowiedzUsuńSerdecznie dziękuję za te słowa!! miło mi ogromnie, już nic więcej nie piszę :)) pozdrawiam Cię!
UsuńDoskonale cię rozumiem. W pewnym sensie przechodziłam podobny proces rok temu. Zmiany, które zaszły we mnie zaowocowały powstaniem pracowni i podjęciem kilku ważnych decyzji. Może w końcu dojrzałam na tyle, żeby dostrzec, jak ważne jest to co robię dla siebie, a nie tylko to czego oczekują ode mnie inni :)
OdpowiedzUsuńŻyczę ci Joasiu powodzenia w realizacji twoich planów. I mam nadzieję, że nadal będziesz nam pokazywać (może w trochę inny sposób) co ci w duszy gra :)
Myślałam o Tobie także pisząc ten post, bo kibicowałam Ci w tych decyzjach :) dziękuję bardzo Asiu!
UsuńŻeby się nie rozpisywać bardziej nie dodałam, że wszystko co się u mnie działo, było moim wyborem, odpowiedni czas na kolejne życiowe etapy. Teraz mogę spokojnie przejść do pełniejszego wykonywania zawodu, który w sumie i tak ciągle wykonywałam tylko bardziej komputerowo niż z ołówkami i piórkami :) Chciałam się jednak trochę wytłumaczyć tym postem przed sobą i przed Wami, bo publikowanie bardziej artystycznych rzeczy wymaga odwagi heh
Pamietasz "Rzymskie wakacje" ? Tam tez zmiany zaczely sie od wlosow - widocznie kobiety tak maja:).
OdpowiedzUsuńTrzy lata to szmat czasu - zycze Ci wielu takich szmatek.
Pozdrawiam
Ewa
O, dawno nie oglądałam, dzięki za przypomnienie o tym filmie :)
UsuńNa pewno tak jest, choć ja te swoje życiowe etapy planowałam, jestem zadowolona z każdego z nich i ich kolejności, a włosy stały się chyba symbolicznym punktem zwrotnym dla samej siebie :) dziękuję, oj szmat :)
Chyba jak większość, na samym początku myślałam, że to post o czerwonej sukience:) A post jaknajbardziej najlepszy bo wspominkowy. Lubię takie podsumowania. Wiemy co było kiedys, jakie jeteśmy teraz. Co do ilustracji! Ach! To też kocham najbardziej na świecie. Mogłabym siedzieć przy kartkach albo przy tablecie godzinami. Niestety jeszcze nie mam takiego komfortubo najpierw 8h pracowych przed komputerem:) szycie i ilustacja to dla mnie od pewnego czasu nierozłączna para:) (aparat... Gdybym nie bała się jak dziecko tych którzy grzbią w zębqch też bym się skusiła) uśmiech się i poka:)
OdpowiedzUsuńZa to ogarniam ten post i ogarnąć nie mogę, poprawiałam już kilka razy, a i tak w komentarzach dopowiadam to czego nie wyraziłam jasno tam :D ale właśnie pisanie tego pozwoliło mi ponazywać sobie kilka rzeczy i ucieszyć się, że właściwie zrealizowałam prawie wszystko co chciałam do tej pory i z rzeczy ważnych został powrót do tworzenia, no właśnie, Ty wiesz najlepiej o co mi chodzi :)) trzeba mieć ten komfort, wolne miejsce w głowie, jak ja to nazywam. Daga, damy radę, wszystko się potoczy tak jak ma być, jak nie będziemy za bardzo przeszkadzać - zawsze wychodzę w tego założenia :) będzie więcej ilustracji. o aparacie pogadamy jeszcze na żywo ;)
UsuńJaka cudna ta czerwona sukienka... I jak ja Ci zazdroszczę tych rysunków, tego talentu i takiej pasji... Za namową koleżanki zapisałam się dziś do rocznej szkoły projektowania ubioru, ale nie jestem przekonana. Boję się jednak tego całego projektowania, rysowania bo chyba nie potrafię... Ale kocham szycie i mam nadzieję, że nigdy nie będę musiała z tego rezygnować.
OdpowiedzUsuńBardzo lubię tu zaglądać, czytać i podziwiać Twoje projekty..
Ewo, talent talentem, większość z nas go ma, trzeba przede wszystkim systematyczności, ćwiczeń, jak ze wszystkim, tak z szyciem, jak i z rysowaniem! Gratuluję w takim razie decyzji, to już najważniejszy krok, a strach nam wszystkim towarzyszy, myślisz, że czemu ja się tak tu rozpisuję i asekuruję? strach jest :D trzeba go oswajać i pokonywać, przede mną też masa pracy. dziękuję Ci bardzo za te słowa i trzymam kciukasy, żebyś wytrwała.
Usuń