Szyjesz sobie, szyjesz i nie masz w czym chodzić?
Dokładnie tak, jak w przypadku kupowania gotowych ubrań, tak szyjąc sobie dobrze jest nie tracić głowy w szale krojów i kolorów. Uszyć można wiele, pytanie tylko po co?
Co chcesz osiągnąć szyjąc dla siebie ubrania?
Zaczynając tą przygodę trzeba oczywiście dać sobie czas na eksperymenty, na naukę podstaw szycia, pozwolić na błędy i nieudane projekty. Po pewnym czasie obsługa maszyny nie sprawia już większych trudności, i co dalej? Szycie coraz bardziej odjechanych fasonów może być wyzwaniem i jeśli chcesz szyć dla samego szycia, relaksujesz się przy tej czynności, chcesz się doskonalić w technice i nie potrzebujesz tak naprawdę tych wszystkich ubrań, proszę bardzo. Jeśli jednak zaczynasz szyć z myślą, żeby w końcu mieć porządną bazę, zapraszam dalej po inspirację. Pisząc baza mam na myśli kilka sztuk ubrań dobrej jakości skrojonych do Twoich potrzeb.
Przygotowałam MINI-PORADNIK dla średniozaawansowanych szyjących, jak podejść do szycia codziennej sukienki, która może być nawet sukienką wysokich lotów.*
.................................................
Ta sukienka jest zwykła-niezwykła. Można powiedzieć kolejna realizacja pomysłów, jakich na tym blogu było już wiele. Wiecie, że kręcę się z obrębie podobnych krojów i ulubionych kolorów, w których dobrze się czuję i które nie krzywdzą zbytnio mojego typu sylwetki. Nie oznacza to, że nie rozwijam techniki szycia, zaryzykowałabym, że z każdą uszytą sukienką jest lepiej. Czasem szyję też rzeczy na specjalne okazje, które uzupełniają bazę. Trzymam się jednak zasady, żeby szyć kiedy potrzebuję ubrania i nie produkować rzeczy ponad miarę.
Na przykładzie tej sukienki, chciałam Wam pokazać moje podejście do szycia sobie. Tworząc od podstaw tą kolejną małą szarą, czyli sukienkę do codziennego użytku zastosowałam patenty, od estetycznych po praktyczne, które sobie po drodze wypracowałam. Zobaczcie, jak kombinuję tworząc nową rzecz.
MATERIAŁ
Zaczynam od wyboru materiału. W tym wypadku poszłam do sklepu z tkaninami, podotykałam, wybrałam fajną jakościowo dzianinę bambusową (67%bambus, 30% bawełna, 3% elastan), która jest mięsista, zwarta, dość ciężka (300gr) i mocno rozciągliwa; najciemniejszy odcień jaki był. Uznałam, że pod pewnymi warunkami będzie dobra na sukienkę.
KOLOR
Ciemna szarość należy do palety kolorów noszonych przeze mnie na co dzień. Mając już ten kolor dzianiny postawiłam na ulubione rozwiązanie estetyczne - połączenie czegoś surowego z czymś glamour - błyszczący mieniący się, odbijający światło kontra matowy i surowy, w tym wypadku srebro/szary melanż.
KRÓJ
Krój musiał być prosty ze względu na właściwości tej dzianiny, mocno się rozciąga, mimo swojej słusznej wagi. Wiedziałam, że może być problem z szyciem bez overlocka. Czyli jak najmniej cięcia i naciągniętych po obrzuceniu ściegami elastycznymi szwów. Wszystkie obowiązkowo porządnie prasowane i stebnowane. Dlatego postawiłam na krój dość luźny bez zaszewek, dla równowagi długość sukienki do pół uda, żeby przy obszernej górze dół był smuklejszy. Do tego rękawy 3/4 klasycznie wszyte, a w kontrze do dużej bryły dekolt przykuwający uwagę szczegółem czyli v z szeroką błyszczącą, ale bardzo prostą pliską, która jest jedyną ozdobą. Znów kontrast, cały czas prostota.
Pliskę zrobiłam z recyklingowanej poliestrowej chusty. Widzieliście ją tu nie raz, czasem jako błyszczącą czerń, czasem jako srebro i nic się nie zmieniło - nadal jest strasznie śliska, ciężka w obsłudze.
.....................................................
Tyle o mojej sukience. Podejście, które nazwałam THINK&SEW (wiecie, jak wash&go ;), można stosować przy każdym ciuchu. Optymalizacja szycia sprowadza się do znalezienia jak najlepszych rozwiązań na kolejnych etapach dla konkretnej rzeczy.
Czyli po kolei i bez rozwlekania (będę do tej listy jeszcze wracać):
+ wybierz tkaninę, która Ci się spodoba, kieruj się jakością (oczywiście nie musi to być droga dzianina ze sklepu, można recyklingować dawcę z lumpeksu lub kupić tam kupon fajnego materiału, ale mając już trochę umiejętności i stosując racjonalne podejście, które tu właśnie opisuję, na pewno warto zainwestować w dobrą jakościowo tkaninę) i dopasowaniem tkaniny do codziennego użytkowania;
+ zastanów się, czy kolor tkaniny, o którym myślisz, jest chwilową zachcianką czy pasuje do palety odpowiedniej dla Twojego typu urody, którą także warto poznać i czy w ogóle nosisz takie odcienie czy tylko trzymasz je w szafie;
+ zastanów się, co możesz uszyć z tego materiału z listy rzeczy, których potrzebujesz; poszukaj dobrych proporcji i optymalnych dla sylwetki linii kroju, znajdź lub stwórz odpowiedni wykrój;
+ stosuj staranność szycia maksymalną na miarę możliwość Twoich i twojej maszyny, ale bez modlenia się nad każdym szwem.
No i co? Nic strasznego :) Jeśli szyjesz już od jakiegoś czasu, masz mniej lub więcej wprawy, być może potrzebujesz tylko małej wskazówki, w którą stronę pójść, żeby po prostu mieć w czym chodzić, zamiast obrastać w niedokończone, porzucone w trakcie projekty lub uszyte pod wpływem tajemniczych impulsów rzeczy nienadające się do noszenia na co dzień, czekające na jedno jedyne wyjście. Wszystko można sobie wypracować. Można szyć nie tracąc głowy. Uszyć raz a dobrze i mieć samodzielnie stworzoną dobrą bazę gotowych do noszenia ubrań.
*zdjęcia robiliśmy w locie ptaka na wrocławskim lotnisku :)
We wrocławskich second handach można dostać kupon tkaniny? A co to za magia, ja nigdy nie natknęłam się na coś takiego... Albo po prostu chodzę po złych lumpeksach :)
OdpowiedzUsuńTak, w tych większych, sieciowych lumpeksach jest często dużo więcej niż same ubrania. Są specjalne miejsca/stojaki, gdzie pojawiają się materiały czy włóczki. oczywiście mogą być bardzo różne, ale tak jak można trafic super włóczki w morzu akrylu, tak pośród różnych kawałków materiału kupiłam nieraz i w miarę regularne kawałki dzianin. Warto też przejrzeć zasłony czy obrusy i spojrzeć na nie pod kątem ubraniowym :)
UsuńJoasiu, tym postem trafiłaś w punkt.Bo o ile hobbistyczne szycie jest przyjemnością to może niestety być także pułapką .Zachłyśnięte faktem możliwości uszycia wszystkiego, co dusza zapragnie, oczywiście w miarę umiejętności, szyjemy ubrania, które potem smutno wiszą w szafie.
OdpowiedzUsuńJa już się z syndromu szycia dla szycia wyleczyłam i od jakiegoś roku biorę się za rzeczy, których na pewno potrzebuję i będę nosić.Także koniec z eksperymentowaniem z nowymi fasonami, co już z różnym efektem przerobiłam. Stawiam na sprawdzone fasony w ulubionej palecie kolorystycznej więc na moim blogu nuda lub konsekwencja. Jak kto woli.
Sukienka świetna.Podoba mi się tkanina ( mam chyba taką samą :-)), metaliczne wykończenie dekoltu i długość.Taka i do kozaków i do leginsów.Pozdrowienia
Cieszę się, przygotowywałam ten post od dłuższego czasu, mam sporo obserwacji z lektury innych blogów i chciałam opisać moje podejście do szycia sobie i metodykę działań :) Będę wracać do tego jeszcze. Na pewno warto próbować nowości, ale zawsze lepiej robić to z pomyślunkiem, niż kierując się tylko emocjami. Choć to taka uniwersalna zasada, bo co człowiek, to inna metoda może być stosowana, byle świadomie :)
UsuńPiękna! Taka Twoja:)
OdpowiedzUsuńDziękuję, nie da się ukryć :))
UsuńA i jeszcze dodam ,że bardzo rozbawiło mnie określenie "modlenia się nad każdym szwem". Bo o ile staram się szyć najstaranniej jak potrafię to w tej kwestii jestem niewierząca :)
OdpowiedzUsuńHeh Ty z pewnością :D ale różne bywają podejścia i chciałam to też pokazać ;) nie ma się co bać, ostatecznie to tylko ciuch :)
UsuńNo cóż, problem, który dotyczy całego mojego szycia i całej moje szafy - najczęściej mam ochotę wszystko wywalić. Często już w trakcie szycia.
OdpowiedzUsuńLila, po to napisałam kilka słów od siebie, żeby mogło się to na coś przydać. Rób przegląd szafy, rewizję konkretną :) ja z roku na rok pozbyłam się wielu sentymentów i czyszczę coraz bardziej, po co trzymać rzeczy, których się nie nosi? :) a jak będziesz miała odzyskane miejsce i energię, wystarczy uszyć kilka dobrych prostych ubrań, żeby mieć w czym chodzić i super wyglądać. I nie słucham żadnych wymówek, bo kto sobie lepiej niż Ty uszyje :)
UsuńO właśnie takich słów potrzebowałam! Muszę je sobie wziąć do serca i zastanowić się nad szyciem dla siebie... O ile z rzeczami uszytymi dla dziecka nie mam problemu, bo ostatnio chodzi głównie w rzeczach uszytych przeze mnie, to ja niestety przestałam produkować ubrania do swojej szafy bo nie wiele z nich używam... Chyba czas zakończyć żywot tych nieudanych moich ubrań ( czyli stworzyć z nich coś dla dzieci) i zacząć szyć tylko to czego potrzebuję naprawdę. Twoja sukienka jak zwykle idealna, i jak zawsze pasująca do reszty... Podziwiam ;-)
OdpowiedzUsuńEwo, dziękuję za ten wpis! cieszę się, że znalazłaś tu coś dla siebie i trzymam kciuki za nowe projekty, w których będziesz się dobrze czuła :)
UsuńBardzo dobry post, dzięki. ;) Od dłuższego czasu pracuję nad skompletowaniem zgranej szafy, pierwszym krokiem było wybranie palety kolorów, która pasuje do mego typu urody i którą lubię nosić. :) Później wyrzucenie rzeczy w których źle się czuję lub po prostu były znoszone, a teraz jestem na etapie szycia bazowych bluzek i sukienek. :)
OdpowiedzUsuńI ja dziękuję :) doskonała droga, gratuluję konsekwencji :))
UsuńPieknie wygladasz! To srebro przy szyi intrygujace :) Poza tym dobrze napisane. O zapomnienie w szyciu latwo.. Ale im dluzej sie to robi, i im lepiej ta sztuka wychodzi, tym wiecej sie o tym mysli i tym mniej czasu chce sie marnowac na projekty do kosza..
OdpowiedzUsuńDzięki! srebro prawie tak jak chciałam, powinnam chyba trochę inaczej wszyć, żeby lepiej leżało przy szyi, ale i tak zrealizowałam taki pomysł, który mi nie dawał spokoju i bardzo mi się ten dekolt podoba, w sumie w tej sukience nie ma nic poza nim ;)
UsuńMasz rację, z czasem przeważnie tak to ewoluuje, ale chciałam napisać taką motywację dla tych, którym może się przydać i dla własnej pamięci :)
Dobry i ważny post! Dla mnie to też kwestia ekonomicznego i ekologicznego myślenia. Szycie to cudowne, twórcze i pożyteczne hobby, ale - jak człowiek nie podejdzie do tego z głową - to całą pensję wyda na piękne tkaniny, a i tak szafa będzie pusta. Ja ostatnio, zanim coś uszyję, zadaję sobie pytanie, czy mam ten ciuch z czym nosić. I to bardzo pomaga. Staram się uzupełniać dziury w mojej szafie, a nie tworzyć kolejne. Dzięki za podjęcie tematu.
OdpowiedzUsuńDziękuję, bardzo mi miło :) oczywiście, zgadzam się ze wszystkim co napisałaś, to kolejne składowe dobrego szycia sobie. Pisałam trochę o tym. Ja zdecydowaną większość rzeczy kupuję w lumpeksach, i są to rzeczy dobrej jakości, kupuję tam też świetne włóczki i czasem materiały, ekologia i ekonomia w najczystszej postaci :)
UsuńNo nie, właśnie skończyłam pisać post o bardzo podobnym przesłaniu! Chyba za dużo o tym rozmawiałyśmy ostatnio ;) Podlinkuję Cię, żeby nie było, że zgapiłam ;))
OdpowiedzUsuńRady oczywiście trafne, słuchajcie się narody!
Nie da się ukryć, że mamy dużo wspólnego w tym myśleniu :)) I bardzo dobrze, na pewno się pięknie uzupełnią te posty :)) heh niezłe efekty naszego spotkania wyszły, ale przegadałyśmy tyle czasu, ze nam się zlały procesy myślowe :)
UsuńBardzo ciekawy wpis i bliski moim ostatnim przemyśleniom. Tak mnie nim zainspirowałaś, że chyba sama niedługo coś skrobnę w tym temacie u siebie. Sama widzę po sobie , że nie chcę szyć już byle by coś uszyć, jak najwięcej, jak najszybciej i z różnych bajek. Zaczęłam wybierać tkaniny, które moim zdaniem są dobrej jakości, zanim przystąpię do szycia, przeglądam, rozmyślam, główkuję. Stwierdziłam też, że wolę szyć mniej, dokładniej, nawet gdyby oznaczało to dodawanie rzadziej postów:-). Z tym ostatnim to i tak właśnie wychodzi, że jest wolniej, bo przy dwójce małych dzieci (3 latka i 2,5 miesiąca) nie zawsze znajduję czas na szycie. Bardzo ładną sukienkę uszyłaś. Podoba mi się jej prostota i wykończenie dekoltu. Jest ciekawe. A najbardziej podoba mi się to, że ta sukienka jest taka "Twoja", spójna z Twoim stylem. Pozdrawiam słonecznie.
OdpowiedzUsuńDziękuję za Twój komentarz, dopisałaś kolejne punkty :) i za to, że napisałaś o "szyciu pod posty", jakoś mi to też ostatnio chodziło po głowie, po wizycie w kilku miejscach internetu. Myślę, że w blogowaniu jednak szczerość broni się najlepiej i kiedy ktoś produkuje cokolwiek, żeby tylko mieć co pokazać jak najczęściej, to jednak jest widoczne. Masz rację, że lepiej sobie uszyć dokładniej i z sensem, nawet kosztem kontentu na bloga ;)
UsuńTo ja chyba jestem Asiu z tych, co szyją dla samej przyjemności szycia :) Nie jestem konsekwentna w tym temacie, właściwie cały czas eksperymentuję z krojem i kolorem. Szycie to moja pasja, moje hobby i trudno byłoby mi ograniczać się do powielania sprawdzonych modeli. Zdarza mi się szyć dla sprawdzenia czy dobrze będę się czuła w takim fasonie, albo czy sobie poradzę ze skomplikowaniem wykroju. Jeśli mi coś nie pasuje to zazwyczaj ląduje u kogoś, na kim prezentuje się lepiej, a mi pozostaje satysfakcja :)
OdpowiedzUsuńMyślę, że jak we wszystkim tak i w szyciu trzeba chyba znaleźć złoty środek. Na pewno warto podejść do tematu racjonalnie, ale trochę zabawy nie zaszkodzi :)
No nie, Asiu, u Ciebie w ogóle nie widzę braku rozsądnego podejścia, doskonale w tym wszystkim się orientujesz, co potwierdziłaś sama komentarzem :)
UsuńNie chodziło mi o brak zabawy i radości z szycia, "nikt tu nikogo pod pistoletem nie trzyma" żeby szyć jeden fason szarych sukienek ;)
I nie o brak eksperymentów także, tylko wzięcie kilku głębszych oddechów przed szyciem, bo czasem emocje mocno biorą górę, czyli to co napisałaś w ostatnim zdaniu :)
Oj jak dobrze, że mnie zrozumiałaś ♥ Bo już się bałam, że wywołam jakąś dziwaczną polemikę, a bardzo cię lubię i to co robisz też :)
UsuńI chwała ci za ten post, bo większości z nas taki mały "stoper" się przyda, a ja swoim komentarzem chciałam tylko dodać, że jak to zwykle w życiu bywa można czasem przegiąć w drugą stronę ;) Zwłaszcza na fali wszechobecnego minimalizmu :)
Dzięki Asiu, za Twój komentarz, bo wniósł więcej zrozumienia. Jak się chce pisać, jak ja tutaj, jak najkrócej i przekazać trochę więcej to może się nie udać za pierwszym podejściem. Pewnie trochę mylące może być zilustrowanie tego o co mi chodziło akurat tą szarą sukienką, ale z drugiej strony szary jest dobrą bazą dla większości osób i łączy się z dosłownie wszystkim :)
UsuńA propos minimalizmu, strasznie nadużywane to słowo, ale to jednak było to co chciałam najbardziej przekazać, nie jako formę sukienki, bo ta może być dowolna dla każdego, ale ilość tych rzeczy w naszych szafach. Dla każdej z nas to będzie trochę co innego znaczyć - minimalna ilość potrzebnych ubrań, ale myślę, że samo uświadamianie sobie tego, że te rzeczy nas przytłaczają i często blokują, choć niby to tylko ciuchy, jest dobre i jak ktoś zrobi nawet małe porządki po tym tekście, to warto. No ja też tym samą siebie motywuję, bo to niekończąca się historia :)
Więc taśmowe szycie identycznych szarych sukienek zostawmy szwalniom, a każda szyjąca niech szuka swojego optymalnego kroku/koloru i ładnie sobie szyje :)
Miałam napisać na ten temat notkę, ale jak już napisałaś Ty, to nie ma co:) dobrze, że poruszyłaś ten temat, bo to nie tylko slowfashion a i slowsewing :) mam kilka rzeczy których nie noszę. Od pewnego czasu szyję to, co na pewno mi się spokoba, albo kiedys można przerobić. Nie potrafię mieć mało ciuchów, ale warto pomysleć co się lubi, a czego się po prostu nie założy:)
OdpowiedzUsuńZobacz, jak się zgrałyśmy w czasie z tymi przemyśleniami, krążą te myśli nad nami :) okazało się, że akurat Julia też przygotowuje podobnie zaangażowany kurs, i Ty też pisz po swojemu, bo przecież o jedno nam chodzi, a każda i tak inaczej to przekaże i dotrze do być może innych osób w ten sposób :)
Usuńa myślisz, że ja potrafię mało ;P to jest bój :) ale można eliminować właśnie te rzeczy, których się od dawna nie założyło z wielu powodów, a budować sobie porządną podstawę, najważniejsze żeby mieć świadomość :)
Bardzo trafne rady. Jeśli nikt na to nie zwróci uwagi, to niestety bardzo dużo czasu mija, zanim się człowiek zorientuje, że trzeba szyć z głową. Mi zajęło to niestety kilka lat a tak dalej szyję rzeczy, z których wielu nie potrzebuję i ostatecznie nie noszę. Wiadomo, na wybór odpowiedniej tkaniny, fasonu itd. potrzeba o wiele więcej czasu i energii na starcie niż na takie spontaniczne szycie, co ostatecznie też często kończy się zmarnowanym czasem i tkaniną/pieniędzmi...
OdpowiedzUsuńDziękuję za Twój komentarz! na początku takiego podejścia, może się wydawać, że więcej czasu i energii poświęca się na naukę, co będzie najlepsze dla mnie. ale potem, jak już szyjesz jakościowo, to po pierwsze nie trzeba tego robić często, a po drugie mając opracowany mniej więcej system dla siebie - jakie tkaniny, kolory i kroje, wybierasz tylko spośród nich co ogranicza nieskończony wybór ;) czyli oszczędzasz i czas i pieniądze :)
UsuńOd dłuższego czasu obserwuję Twojego bloga i naprawdę jestem pełna podziwu. Wiesz co dla Ciebie jest najlepsze i nie poddajesz się sezonowym modom. Ja jeszcze pracuje nad sobą:) a może nie odnalazłam stylu w którym najlepiej bym się czuła.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Basja
Dziękuję Ci bardzo :) wiesz, to też jest tak, że ja cały czas się uczę, blog mi bardzo pomaga usystematyzować wiele rzeczy, takich okołociuchowych, wizerunkowych, będę jeszcze o tym wszystkim pisać posty. życie się nieustannie zmienia i trzeba się dostosowywać nawet z czymś takim jak styl ubierania :) u mnie wybór rockowego stylu jako dominującego był oczywisty od zawsze, ale po drodze np zostałam mamą i lat mi przybyło ogólnie, więc siłą rzeczy są różne modyfikacje i wprowadzanie nowych elementów :)
UsuńTrzymam kciuki za powodzenie Twojej misji i pozdrawiam serdecznie!
Ha! Dokładnie do tej samej konkluzji niedawno dojrzałam. Przeszłam okres szycia tego, co potrafię (pierwszy rok), potem czas nowych, znacznie wyższych poprzeczek dla samej satysfakcji, a teraz doszłam do etapu szycia, choćby taśmowo, rzeczy utylitarnych i nawet niech sobie będą z tego samego wykroju po pięć sztuk. Miałam też czas, kiedy czułam presję blogowania, że muszę uszyć coś nowego, bo mnie przestaną czytać. Od paru miesięcy szyję to, czego potrzebuję, a co za tym idzie wybieram materiały droższe, lepszej jakości, już nie do ćwiczeń, wybieram kroje proste, szybkie, sprawdzone i po prostu produkuję. Na bloga może się nie nadają (dlatego ich nie ma), ale za to dają maksimum satysfakcji z gotowego efektu. Podobnie mam z materiałami - przez dwa lata obsesyjnie kupowałam nowe, nowe, nooooowe, kolejne, żeby mieć, mieć mieeeeć! Radość samego kupowania i posiadania na wszelki wypadek, kiedy przyjdzie mi do głowy coś uszyć konkretnego, żebym już miała zapas do wyboru. Teraz trzy szafy pełne ;-) Części materiałów pewnie nigdy nie wykorzystam, bo nabyłam je kompletnie bez głowy, ale zapas rzeczywiście się przydaje, natomiast ja nie mam już wewnętrznego przymusu, żeby kupować następne. Owszem przeglądam net od czasu do czasu, ale wybieram materiały trafione w punkt. No i budżet miesięczny, jakoś odetchnął, hahah :-)
OdpowiedzUsuńDzięki za komentarz :)) widać, że często mamy podobną drogę - my, szyjące. Jak się człowiek nie da zwariować blogując o tej pasji jednocześnie, to dojdzie do podobnych wniosków. I to jest fajne i dobre, oby więcej tej samoświadomości w nas :))
UsuńLess is more, chciałoby się powiedzieć. Bardzo podoba mi się Twoje podejście do szycia. Jako zakupoholiczka materiałowa, czasem mam problem z tkaninami które leżą i z których wiem, że niczego nie uszyję, choć przy zakupie miały być moim "must have". Powoli zmieniam to podejście, zastanawiając się czterdzieści razy zanim kupię marne pół metra :) Odkryłam jednak, że to daje mi satysfakcję.
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za ten wpis, utwierdza mnie w przekonaniu (i postanowieniu) że asceza w podejściu do ubrań, to jest to! Pozdrawiam serdecznie!
Tak, dokładnie, to wg mnie najlepsze podejście, robić selekcje chciejstwa na każdym kroku, nie tylko ubrań (z tym u mnie najtrudniej mimo wszystko, ale jest już całkiem dobrze, szyję konkrety, sklepy omijam, nawet lumpeksy już tak mnie nie ciągną ;). Nie ma sensu otaczać się zbyt dużą ilością rzeczy, bo nas przytłoczą i zgubimy samych siebie w tym gąszczu :) Dziękuję za Twój komentarz i cieszę się, że spodobały Ci się te przemyślenia, w tym roku będzie ich trochę więcej :) Powodzenia na Twojej drodze, pozdrawiam ciepło!
Usuń